Na to, że rezolucja nie dotyczy tylko aborcji zwrócił uwagę na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta, cytując wiele fragmentów dokumentu, w których mowa jest m.in. o rzekomo łamanych w Polsce prawach osób LGBT. Jeden z nich mówi nawet o tym, że samorządowa Karta Praw Rodzin ogranicza „swobodny przepływ osób LGBT wewnątrz Unii Europejskiej”.
Najbardziej zaskakujący, by nie powiedzieć wprost szokujący, jest jednak fragment o „wartościach kulturowych i religijnych”.
„Mając na uwadze, że 28 października 2020 r. wicepremier Jarosław Kaczyński wezwał wszystkich do obrony tradycyjnych polskich wartości oraz kościołów za wszelką cenę, co doprowadziło do agresji nacjonalistycznych chuliganów na demonstrantów; mając na uwadze, że wartości kulturowych i religijnych nadużywa się więc w Polsce, aby przeszkodzić w pełnym wykonywaniu praw kobiet, równości dla kobiet oraz korzystaniu przez nie z prawa do decydowania o własnym ciele” - brzmi stosowny fragment uzasadnienia rezolucji.
Typowy lewacki bełkot. Ale jednak jest w nim coś, na co musimy zwrócić uwagę. Oto jeden z najważniejszych organów Unii Europejskiej próbuje oceniać, czy kultura i religia w Polsce są na właściwym poziomie. Kto wie, gdyby mechanizm powiązania europejskich funduszy z tzw. praworządnością wszedł w życie, to może moglibyśmy stracić pieniądze za to, że Polacy chodzą do Kościoła?
(tt)
Źródło: Parlament Europejski