Jedno, co już jest pewne, to kolejna kompromitacja wielkich sondażowni, które przekonywały, że kandydat Demokratów jest pewniakiem. Teraz już widać, że nie były to realne sondaże, a raczej operacja polityczno-marketingowa z wykorzystaniem „sondaży”.
Skąd my to znamy? Oczywiście z własnego podwórka. O ilu to już końcach PiS słyszeliśmy na podstawie tzw. sondaży? Ile wyborów w ciągu ostatnich lat prawica miała przegrać na ich podstawie?
Oczywiście nie oznacza to, że PiS może robić, co chce. Konsekwencje niektórych nieprzemyślanych działań mogą być poważne. Ale w Polsce, tak jak w USA, trzeba kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem, a nie histerią sondażowych podpowiadaczy.
(pp)